Bieszczady - Połonina Wetlińska 2013
Bieszczady to moje marzenie. Zawsze, odkąd pamiętam byłem zauroczony tymi górami, a przede wszystkim ich dziką, żywiołową przyrodą. Los tak pokierował naszym życiem, że któregoś razu poprzez naszą Finię zetknął moją rodzinę z rodziną Boboliuszy żyjących na Podkarpaciu. Hodowla w naszym życiu również nie jest przypadkowa, zawsze chciałem hodować te piękne psy i też się udało. Wyżły spełniają moje marzenia, dzięki nim spotkałem prawdziwego przyjaciela, dzięki któremu realizują się kolejne: myślistwo, podróże i co najważniejsze obcowanie z Bieszczadami. Rodzina Fini stała się bardzo ważna dla mojej rodziny. Ciocia Dominika, wujek Marcin i Zuzia dla mnie i moich dzieci to już rodzina. Połączyły nas pasje do zwierząt, wyprawy i myślistwo. Dzieciaki nawzajem się uwielbiają, dziewczynki zawsze żegnają się ze łzami w oczach. I to ostatnie nasze spotkanie. Znowu czas spędzony bardzo intensywnie. Wasze pomysły są niesamowite, ekscytujące i zarazem edukacyjne. Tym razem wywiało nas na przepiękną Połoninę Wetlińską w Bieszczadach. Przygoda na całe życie. Razem całą szóstką z naszymi szkodnikami weszliśmy szlakiem z Przełęczy Wyżna do najwyżej położonego schroniska w Bieszczadach na Połoninie Wetlińskiej (1232 m), zwanego popularnie "Chatką Puchatka". Pomimo tego, że w schronisku brak jest bieżącej wody i prądu, dzieciaki były zachwycone noclegiem. Rano przygotowywanie posiłku na butli gazowej Marcina. Za oknem mgła i porywisty wiatr. Niesamowite emocje, nie tylko dla dzieci i dla mnie też. Dzieci już nie mogły się doczekać wyjścia, jeszcze opatulenie przez ciocię Dominikę całej sfory w czapki i szaliki i wyruszyliśmy w marsz szlakiem z Puchatka do Przełęczy Orłowicza, ciągnącym się ok. 15 kilometrów. Dzieciaki bardzo dzielne, a widoki dech zapierają, przecudne. Przepiękna roślinność, szczególnie charakterystyczne złote trawy falujące rwącym wiatrem i przepiękne skarłowaciałe Buki, które właśnie teraz zrzuciły swoje nasiona. Wujo Marcin znający się na rzeczy nie jednej he, he pokazał dzieciakom te nasiona i poinformował resztę, że są przysmakiem żyjących w tych trudnych warunkach zwierząt. Nasiona Buczyny są jadalne i dla nas ludzi. Dzieciaki usłyszawszy to , z impetem zbierały przez całą drogę te nasionka i smakowały po drodze. No nie ukrywam, że i my też zbieraliśmy te ciekawe w smaku nasiona. Ze szlaku zeszliśmy w Wetlinie, zmęczeni, ale szczęśliwi. Pomimo porannej mgły i porywistego wiatru, coraz niżej rozpogadzało się tak, że ukazywał się przepiękny widok na Połoninę. Po tej wędrówce udaliśmy się w obiecaną przez Marcinka niespodziankę, a mianowicie do Smolnika, gdzie nad Sanem w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego mieści się "Wilcza Jama" – gospoda łowiecka Andrzeja Pawlaka, jednego z wielkich bieszczadzkich myśliwych, którego pasją są przede wszystkim wilki. Pan Andrzej z czasem stał się prawdziwym mistrzem w wabieniu wilków. Potrafił w środku rozproszonej watahy przywołać ją w jedno miejsce. Tutaj gorąco polecam książkę Andrzeja Pawlaka "Opowieści z Wilczej Jamy". Z ogromną pasją i wielką dawką humoru ten znakomity myśliwy opisuje swoje przygody. Książkę tą polecił mi Marcin, którego pasja do myślistwa nie jest mniejsza od pasji Andrzeja Pawlaka :-) Jak już zacząłem ją czytać, to pochłonęła mnie bezgranicznie, wciągając w niespotykane przygody Andrzeja. Dzięki przyjacielu, wiesz co jest warte uwagi. "Wilcza Jama" to gospoda łowiecka zbudowana z grubych drewnianych bali, wewnątrz której znajdują się przepiękne trofea myśliwskie. Nie mogliśmy się napatrzeć na olbrzymie trofea wilków, byków, czy innych niespotykanych u nas zwierząt. A kuchnia - miód, cud w ustach, te placki, hm. Do tego niesamowita oprawa muzyczna Kapeli "Na Drabinie", w którego skład wchodzi bojkowski kwartet. Aż chciało się pohasać trochę w rytm tej oryginalnej ludowej muzyki. Na pewno jeszcze tam wrócimy. Może zimą, gdy Bieszczady są jeszcze bardziej imponujące. To jeszcze nie koniec. Po powrocie dzieciaki i Ciocia buszowali po Haczowie, a my na polowanie na pióro. Jestem pod ogromnym wrażeniem Waszych bażantów, piękne dorodne, niehodowlane koguty. Doskonały stan tego kuraka cieszy oczy. No i oko myśliwych, Michał - jestem pod wrażeniem. Nie mówiąc już o Fince. Jak zwykle suka bezbłędnie pracowała. Marcin , już nie wiem który raz gratuluję Ci Jej ułożenia. A następnego dnia z samego rana zbiorówka. Coś niesamowitego. Łowiska przecudne, te potoki i stare bukowe, świerkowe, czy jodłowe lasy. Jeszcze do tego wymarzona pogoda, promienie słońca przebijające przez drzewa i bardzo miła atmosfera. Bardzo dziękuję Marcinie Tobie i pozostałym kolegom z Koła Łowieckiego „Ponowa” Krosno za zaproszenie na polowanie. Niezapomniane chwile. Dzięki Wam wielkie za wszystko. Do następnego zobaczenia. Mam nadzieję, że już niebawem. Galeria z polowań w odrębnej galerii Finki Kajminia w „Polowanie na Podkarpaciu”.